poniedziałek, 13 stycznia 2014

Im strzelać nie kazano

Rok 1951. Wojenny kurz w Europie jeszcze nie opadł do końca. Nowy porządek i ład dopiero się kształtował. Władze Związku Radzieckiego na czele z Józefem Stalinem chciały więc sprawdzić atmosferę w swoich obszarach wpływu. Co jest jedną z najskuteczniejszych metod? Zorganizowanie imprezy masowej. I tak też się stało, a postawiono na sport. Drużyny ZSRR odwiedzały więc co niektóre państwa, aby rozegrać towarzyski mecz piłki nożnej. Na przykład Bułgarię odwiedzili piłkarze Szachtior Stalin (dzisiejszego Szachtar Donieck), a Polsce przypadło grać z wicemistrzem ZSRR – Dynamo Tbilisi.

          Do Polski drużyna przyjechała pociągiem, gdyż w tamtym okresie podróżowanie zespołów piłkarskich nie było jeszcze tak popularne jak obecnie. Wysiadając na warszawskim Dworcu Głównym, zostali hucznie przywitani przez polskich kibiców, ale również przez przedstawicieli władz. Grupa opuszcza pociąg, a w tym czasie na jej cześć gra orkiestra i polskie delegacje wręczają piłkarzom kwiaty.
          Znakomici goście zostają ulokowani w najlepszym wtedy w mieście Hotelu Bristol. Z zawodnikami i trenerami przyjechał także gruziński komentator. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Z Dynamem przyjechał nawet sędzia, który w meczach miał „pilnować” wyniku.
          W naszym kraju piłkarze mieli przebywać przez około miesiąc. W tym czasie, oprócz rozegrania meczów z czterema drużynami z Polski, zaplanowano dla nich wycieczki krajoznawcze. Wszystkie miały na celu oczywiście chwałę ustroju. Jako pierwsi mieli się z nimi zmierzyć zawodnicy Ruchu Chorzów (wtedy pod nazwą Unia). Mecz ten miał być sportowym wydarzeniem roku, tak więc rozegrano go na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, gdyż chorzowski obiekt był dopiero w budowie. Na trybunach zebrało się ponad 80 tysięcy kibiców, którzy ku rozpaczy władz, byli negatywnie nastawieni do wschodnich gości. Mecz rozpoczął dźwięk syreny, a nie tradycyjny gwizdek. W tym momencie zaczęły się gwizdy, które ustawały, gdy przy piłce byli piłkarze z Chorzowa. Gdy drużynie Dynama strzelono bramkę, tłum zawył z zachwytu. Tylko działacze partyjni mieli mdłe miny. Trzeba było więc szybko to zmienić. W przerwie zebrała się egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego. Z relacji publicysty Jerzego Putrament wynika, że do szatni chorzowian została wysłana delegacja, która miała powiadomić piłkarzy o konsekwencjach wynikających z wygranego meczu. Tego spotkania nie można im było wygrać. Ostatecznie mecz zakończył się remisem. Goście wyrównali w 87. minucie. Po meczu sędzia stwierdził, że rozgrywka zakończyła się słusznym wynikiem. Wyglądało to tak, jakby był członkiem drużyny Dynamo i rzeczywiście nim był. Na co dzień obejmował stanowisko zastępcy kierownika drużyny.
          Po pierwszym meczu władze Polski odetchnęły z ulgą, bo było blisko międzynarodowego skandalu. Nie można było przecież dopuścić, żeby jakiś głupi błąd i niedopatrzenie wpłynęły na pogorszenie stosunków z ZSRR. Każdy mecz miał swój scenariusz, a improwizacja nie wchodziła w grę.
          Następnie przyszła kolej na Górnika Zabrze. Tutaj już gładkie zwycięstwo gości 4:0. Sprzeciwy zaczęły się w Warszawie podczas meczu z Legią, nazywaną wtedy CWKS Warszawa. W rezultacie z przepełnionych trybun stojących (gdyż bilety siedzące w większości przyznano wojsku, służbom lub związkom zawodowym) wydobywały się gwizdy, a nawet rzucano ogryzkami od jabłek czy pustymi butelkami. Według zwolenników ZSRR były to „żywioły chuligańskie i wrogie”. Jednak czy tak do końca można to oceniać?
          Jako ostatni miał rozegrać się mecz z Wisłą Kraków. Mecz zaplanowano na listopadowy piątek o godzinie 13.00. Tak więc osoby, które chciały obejrzeć mecz, musiały się zwolnić z pracy. To nie przeszkodziło jednak, aby zgromadziło się 40 tysięcy ludzi. Nie licząc tych, którzy siedzieli na drzewach wokół stadionu. Dynamo zetknęło się z drużyną, która nie miała woli walki, ani chęci do wygrania tego meczu. Gruzini grali bardzo dobrze, ale nie potrzebnie drużyna Polaków im w tym pomagała. Rozgrywka zakończyła się oczywiście wygraną gości. Nie można było inaczej. W końcu to drużyna reprezentująca Kraj Rad.
          Dynamo Tbilisi rozegrało w Polsce 4 mecze z czego tylko jeden zakończył się innym wynikiem niż wygrana – remisem. Na tych spotkaniach pojawiło się ponad 200 tysięcy kibiców, co uczyniło ten przyjazd sportowym wydarzeniem 1952 roku w Polsce. Z tak szumnie nie witano nawet reprezentacji Brazylii z Pele na czele.


Ja tymczasem dziękuję za przeczytanie dzisiejszego artykułu i zapraszam do komentowania, a także do wyrażania swojej opinii w mailach na przezinnypryzmat@gmail.com.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bibliografia:
Przemysław Gajzler, Gruzini w Polsce? Jak mistrzowie świata, www.onet.pl  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz