Rok 1951. Wojenny kurz w Europie jeszcze nie opadł do końca.
Nowy porządek i ład dopiero się kształtował. Władze Związku
Radzieckiego na czele z Józefem Stalinem chciały więc sprawdzić
atmosferę w swoich obszarach wpływu. Co jest jedną z
najskuteczniejszych metod? Zorganizowanie imprezy masowej. I tak też
się stało, a postawiono na sport. Drużyny ZSRR odwiedzały więc
co niektóre państwa, aby rozegrać towarzyski mecz piłki nożnej.
Na przykład Bułgarię odwiedzili piłkarze Szachtior Stalin
(dzisiejszego Szachtar Donieck), a Polsce przypadło grać z
wicemistrzem ZSRR – Dynamo Tbilisi.
Do Polski drużyna przyjechała pociągiem, gdyż w tamtym
okresie podróżowanie zespołów piłkarskich nie było jeszcze tak
popularne jak obecnie. Wysiadając na warszawskim Dworcu Głównym,
zostali hucznie przywitani przez polskich kibiców, ale również
przez przedstawicieli władz. Grupa opuszcza pociąg, a w tym czasie
na jej cześć gra orkiestra i polskie delegacje wręczają piłkarzom
kwiaty.
Znakomici goście zostają ulokowani w najlepszym wtedy w mieście
Hotelu Bristol. Z zawodnikami i trenerami przyjechał także
gruziński komentator. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Z
Dynamem przyjechał nawet sędzia, który w meczach miał „pilnować”
wyniku.
W naszym kraju piłkarze mieli przebywać przez około miesiąc.
W tym czasie, oprócz rozegrania meczów z czterema drużynami z
Polski, zaplanowano dla nich wycieczki krajoznawcze. Wszystkie miały
na celu oczywiście chwałę ustroju. Jako pierwsi mieli się z nimi
zmierzyć zawodnicy Ruchu Chorzów (wtedy pod nazwą Unia). Mecz ten
miał być sportowym wydarzeniem roku, tak więc rozegrano go na
Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, gdyż chorzowski obiekt był
dopiero w budowie. Na trybunach zebrało się ponad 80 tysięcy
kibiców, którzy ku rozpaczy władz, byli negatywnie nastawieni do
wschodnich gości. Mecz rozpoczął dźwięk syreny, a nie tradycyjny
gwizdek. W tym momencie zaczęły się gwizdy, które ustawały, gdy
przy piłce byli piłkarze z Chorzowa. Gdy drużynie Dynama strzelono
bramkę, tłum zawył z zachwytu. Tylko działacze partyjni mieli
mdłe miny. Trzeba było więc szybko to zmienić. W przerwie zebrała
się egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego. Z relacji publicysty Jerzego
Putrament wynika, że do szatni chorzowian została wysłana
delegacja, która miała powiadomić piłkarzy o konsekwencjach
wynikających z wygranego meczu. Tego spotkania nie można im było
wygrać. Ostatecznie mecz zakończył się remisem. Goście wyrównali
w 87. minucie. Po meczu sędzia stwierdził, że rozgrywka zakończyła
się słusznym wynikiem. Wyglądało to tak, jakby był członkiem
drużyny Dynamo i rzeczywiście nim był. Na co dzień obejmował
stanowisko zastępcy kierownika drużyny.
Po pierwszym meczu władze Polski odetchnęły z ulgą, bo było
blisko międzynarodowego skandalu. Nie można było przecież dopuścić, żeby jakiś głupi błąd i niedopatrzenie wpłynęły
na pogorszenie stosunków z ZSRR. Każdy mecz miał swój scenariusz,
a improwizacja nie wchodziła w grę.
Następnie przyszła kolej na Górnika Zabrze. Tutaj już gładkie
zwycięstwo gości 4:0. Sprzeciwy zaczęły się w Warszawie podczas
meczu z Legią, nazywaną wtedy CWKS Warszawa. W rezultacie z
przepełnionych trybun stojących (gdyż bilety siedzące w
większości przyznano wojsku, służbom lub związkom zawodowym)
wydobywały się gwizdy, a nawet rzucano ogryzkami od jabłek czy
pustymi butelkami. Według zwolenników ZSRR były to „żywioły chuligańskie i wrogie”. Jednak czy tak do końca można to oceniać?
Jako ostatni miał rozegrać się mecz z Wisłą Kraków. Mecz
zaplanowano na listopadowy piątek o godzinie 13.00. Tak więc osoby,
które chciały obejrzeć mecz, musiały się zwolnić z pracy. To
nie przeszkodziło jednak, aby zgromadziło się 40 tysięcy ludzi.
Nie licząc tych, którzy siedzieli na drzewach wokół stadionu.
Dynamo zetknęło się z drużyną, która nie miała woli walki, ani
chęci do wygrania tego meczu. Gruzini grali bardzo dobrze, ale nie
potrzebnie drużyna Polaków im w tym pomagała. Rozgrywka zakończyła
się oczywiście wygraną gości. Nie można było inaczej. W końcu
to drużyna reprezentująca Kraj Rad.
Dynamo Tbilisi rozegrało w Polsce 4 mecze z czego tylko jeden
zakończył się innym wynikiem niż wygrana – remisem. Na tych
spotkaniach pojawiło się ponad 200 tysięcy kibiców, co uczyniło
ten przyjazd sportowym wydarzeniem 1952 roku w Polsce. Z tak szumnie
nie witano nawet reprezentacji Brazylii z Pele na czele.
Ja tymczasem dziękuję za przeczytanie dzisiejszego artykułu i
zapraszam do komentowania, a także do wyrażania swojej opinii w
mailach na przezinnypryzmat@gmail.com.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bibliografia:
Przemysław Gajzler, Gruzini w Polsce? Jak mistrzowie świata,
www.onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz