Rozumiem jeśli ten tekst wywoła negatywne komentarze jak „Kac
Wawa”, ale uprzedzając wszelkie sceptyczne opinie, stwierdzam, że
to jest tylko i wyłącznie moje zdanie na ten temat.
Odniesienie na początku artykułu do jednego z najgorszych
filmów ostatnich 30 lat nie jest przypadkowe, bo w tym artykule
chciałabym poruszyć sprawę właśnie polskich komedii. Niektóre z
nich są kultowe, a teksty z nich możemy usłyszeć, gdy idziemy po ulicy.
Jednak wielu z nas słysząc określenie „polski film komediowy”
przypuszcza lub jest tego pewny, że nie może być to dobra
produkcja. Rzeczywiście po 1989 roku ciężko jest o dobry film
komediowy.
Chyba najgorszym filmem jaki dotychczas oglądałam to wspomniany
już wcześniej „Kac Wawa”. Jest tak samo żenująca jak jej
inspirowany hollywoodzkim hitem tytuł. Sam reżyser przyznał, że
film został nakręcony po to, aby zobaczyć jak „cycki się trzęsą
w 3D”. Może w przyszłości reżyser znajdzie lepsze powody, aby
nakręcić film. Chyba najbardziej trafnym określeniem tego filmu
jest: „Dno i kilometr mułu”.
Kolejnymi i raczej niechlubnymi elementami polskiej
kinematografii jest film „Testosteron” i żeńska odpowiedź na
niego czyli „Lejdis”. Oba filmy jakoś specjalnie nie śmieszą.
Być może są momenty, które rozbawiają widza, ale te można by
policzyć na palcach jednej ręki. Żaden z nich nie ma ani grama
wdzięku, przedstawiony obraz rzeczywistości przesadzony, a postacie
płytkie jak Zatoka Tajlandzka.
Następnym wielkim rozczarowaniem jest „Och Karol 2” czyli
remake filmu z 1985 roku. Spodziewać się można było wiele, ale
chyba najmniej tego, że będzie to zwykły bubel bo śmieszną część
filmu można by wyrazić w promilach. Po pierwszych kilkunastu
minutach można było zauważyć, że byle jaka gra aktorska, byle
jakie dialogi więc i nie ma zaskoczenia, że film byle jaki.
Najbardziej w tym filmie denerwuje mnie (oprócz płytkich dialogów)
nie dobranie aktorów. Bo z całym szacunkiem, ale Foremniak do roli
była chyba dopasowana losowo, a Adamczyk chyba do końca już będzie
mi się kojarzył z papieżem.
Takich filmów zdecydowanie jest więcej. Chociażby „Ciacho”,
gdzie pierwszą sprawą jest humor, a raczej jego brak. Nie chodzi
już nawet o wymuszoną wulgarność, ale sam film uwłacza
inteligencji oglądających. Również „Wyjazd integracyjny” jest
filmem, który zasługuje raczej na publiczną nagonkę, niż
pochwałę. Oprócz tego, że jak i w poprzednich przypadkach, film
jest wulgarny, nieśmieszny, a gra aktorska nie powala, to bazuje na
stereotypach.
Można by stwierdzić, że po 1989 roku już nie ma dobrych
filmów komediowych. Nic bardziej mylnego. Nie można przecież pominąć komedii
Juliusza Machulskiego, Olafa Lubaszenki chociażby Marka
Koterskiego. Te są niebanalne i bawią widza swoimi inteligentnymi tudzież wyszukanymi żartami.
Juliusz Machulski czyli autor dialogów w filmach „Kiler” i
„Kilerów 2-óch”, producent tegorocznej „Ambassady”, a także
„Vinci” oraz „Ile waży koń trojański?”. Jego komedie po
prostu mają w sobie to coś, że można oglądać je kilka razy, a
teksty są zabawne i wręcz kultowe.
Olaf Lubaszenko i jego właściwie trzy filmy czyli „Poranek
Kojota”, „Chłopaki nie płaczą” oraz „E=mc2”,
podbiły serca Polaków. Szczególnie teksty z tych dwóch pierwszych
są spotykane zaskakująco często bo chyba większość z nas, Laskę
kojarzy z tekstem: „Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście”.
Marek Koterski natomiast przede wszystkim kojarzy się z
filmem „Dzień Świra”, a także “Baby są
jakieś inne”.
Tak więc słowem zakończenia warto dodać, że
komedia wcale nie musi być wulgarna czy przesiąkać scenami
łóżkowymi, aby była dobra. Wystarczy odrobina fantazji oraz nie
wymuszanych żartów. Tymczasem ja dziękuję za przeczytanie tekstu
i zachęcam do komentowania.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
bibliografia:
www.poliszmuwi.blogspot.com
Marta A. Jasińska, Testosteron tylko w słowach, www.students.pl
Halina Olczak-Moraczewska, Juliusz Machulski, www.culture.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz